Tym razem chcemy zwrócić uwagę na trzy autorskie książki
dla dzieci. Liczą sobie ponad 50 lat, zostały wydane w latach 1961-1962, a
Piątka ma je w swoich zbiorach. To wierszowane opowiadania i baśń, które
napisał i zilustrował Janusz Stanny.
„Baśń o królu Dardanelu”
(Janusz Stanny, Baśń o królu Dardanelu, wyd. Nasza
Księgarnia, Warszawa 1963)
„Koń i kot”
Cała opowieść opiera się na błędzie. Wystarczyło zamienić litery w tytułowych słowach kot i koń. Od tego momentu zaczynają dziać się bardzo dziwne rzeczy. Koń wskakuje na płoty, kot wozi zboże do młyna. Koń chodzi nocą po dachach, pije mleko i zagląda w mysie dziury. Kot ma grzywę, z upodobaniem je siano, biega po łące i staje dęba. Nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy czworonogów, gdyby nie kowal Prot. Bowiem „w samym wiersza środku trzeba było kota podkuć”. Błąd trzeba było natychmiast poprawić! Przybyli specjaliści od gramatyki, stylistyki, korekty, dziennikarze i wiele, wiele innych osób. KOŃ i KOT odzyskali swoje litery i wszystko potoczyło się prawidłowo.
„KOT miał wąsy,
KOŃ miał grzywę.
KOT na drzewo wchodził krzywe
Po gałęziach jednym susem.
KOŃ po łące biegał kłusem,
Lub takiego stawał dęba,
Że aż znikał w kurzu kłębach”.
(Janusz Stanny, Koń i kot, wyd. Ruch, Warszawa 1961)
Kolejna
rymowana książka Janusza Stannego to historia o tym, jak za pomocą czterech farb i pudełka kredek
można przedstawić – słowem i kreską – wspaniałą opowieść. W czarnym kapeluszu i
pelerynie malarz prowadzi nas po kartkach książki i kreśli obrazy pod wpływem
chwili. Musi gdzieś mieszkać, więc na murze rysuje dom, na dachu którego
przesiaduje kot. A kiedy wreszcie zapada noc, maluje sobie różowe sny. I tak
podążamy za rudym malarzem towarzysząc mu podczas śniadania, a także przy
„szyciu” nowego ubrania. A trwa to wszystko dokładnie chwilkę, potrafi bowiem
jednym pociągnięciem pędzla zarzucić sobie na ramiona pelerynę. Kiedy deszczowa
nadeszła pora „chwycił za kredkę czarną
jak smoła i narysował równo pół koła, kreskę pionową zagiął na dole i suchą nogą pod parasolem poszedł na
rynek”. Tam wszedł na wieżę, wymieszał farby, „trzy pędzle sznurkiem powiązał w pęczek i namalował na chmurach
tęczę”. A kiedy już słońce zaszło i zapadła noc, malarz na wszystkich
szybach malował dzieciom sny kolorowe. Potem powrócił na ul. Księżycową, gdzie
spotkaliśmy go po raz pierwszy.
(Janusz Stanny, O malarzu rudym jak cegła, wyd. Ruch, Warszawa 1961)
Źródło: