Znowu życie Mai i jej rodziny staje na głowie i zbliża się koniec świata. Po wichurach, deszczach, mrozie i śniegu oraz upałach, tym razem nadciągający armagedon to - wyjazd mamy.
Pani doktor zaleciła mamie bezwzględnie wyjazd na kilka dni i to natychmiast. Po tym, co wydarzyło się w piątym tomie (zob. „Pomylony narzeczony”), nerwy mamy są dosłownie na granicy wytrzymałości. Kiedy tata przeczytał treść recepty - „Zalecam dwa tygodnie samodzielnego urlopu oraz niezwłoczny wyjazd do miejscowości wypoczynkowej, leżącej jak najdalej od miejsca zamieszkania” - nie mógł wybrać niczego innego, jak odległy Karpacz.
Maja zostaje z tatą i małą siostrą Alą. Na szczęście, w tej próbie czasu będzie im pomagać sąsiadka, pani Romanowska. Ale... Jak to w powieściach Marcina Szczygielskiego, katastrofa nadciąga już w pierwszym rozdziale. Bo, tuż po wejściu do mieszkania, Maja i tata słyszą hałas i wołanie „Ratunku!”, a panią Romanowską zastali leżącą na dywanie ze złamaną nogą! Cóż robić?
Za gotowanie bierze się tata, ale jego umiejętności kulinarne są, powiedzmy sobie szczerze, bardzo nieudolne. Stery w kuchni przejmuje więc Maja. Wprawdzie, myślenie, że posiadane przez nią magiczne moce początkującej czarownicy ułatwią jej zadanie, to z błędu wyprowadza ją ciabcia. Maja będzie musiała gotować sama, bo „bez problemu można wyczarować przeróżne dania, ale nie można się nimi najeść”. Szczęśliwie, pomoc nadejdzie z wielu stron, a potrzebne produkty Maja znajdzie w domu pani Romanowskiej, która dobrze zaopatrzyła spiżarnię (teraz wyjeżdża do rodziny, aby tam poddać się rekonwalescencji). Resztę potrzebnych wiktuałów tata kupi w pobliskim sklepie.
Dzięki magicznym umiejętnościom i skorzystaniem z lustrzanego połączenia Maja otrzymuje wskazówki od ciabci oraz zachętę - „gotowanie jest dość proste i może być świetną zabawą”. I już na pierwsze śniadanie Maja przygotowała - Wiosenne grzanki ciabci. A kiedy tata przełknął pierwszy kęs stwierdził - „Maju, wydaje mi się, że masz talent do gotowania!”.
Do pomocy włączą się również starzy i nowi magiczni znajomi. Tak liczne grono dostarczy Mai mnóstwa przepisów do przygotowania różnorodnego menu. Najbardziej specyficzny gust kulinarny miała Monterowa, ale i z jej przepisów Maja skorzystała przygotowując deser, na który zaprosiła swojego kolegę Cyryla. „Siedzieli w czwórkę przy stole w dużym pokoju i od dłuższej chwili patrzyli na mózg z pięknymi oczami, a oczy patrzyły na nich. Nawet Alicja, którą trzymał na kolanach tata, gapiła się na tacę”.
Cała książka aż pachnie wspaniałościami, które przygotowuje Maja, i chce się od razu wypróbować kilka przepisów. W powieści „Co jedzą czarownice?” jest też zdecydowanie więcej wspaniałych ilustracji Magdy Wosik, które dodają przygodom bohaterki charakteru (sprawdzicie to w poprzednich tytułach serii). Na końcu książki znajduje się Tajny Receptariusz i miejsce na autorskie przepisy. Wydanie posiada również trzy tasiemkowe zakładki.
Marcin Szczygielski miał znakomity pomysł łącząc powieść i książkę kucharską w jedną całość, dzieląc się z nami recepturami swojej babci, których smak pamięta z dzieciństwa.
Teraz z niecierpliwością czekamy na kolejną część przygód Mai, którą w zakończeniu zapowiedział autor!