W listopadzie, na liście lektur do przeczytania nie może zabraknąć właśnie tej historii o Muminkach, chociaż ani jeden z nich w niej nie występuje. Pojawiają się jedynie we wspomnieniach i opowieściach tych, którzy pod nieobecność rodziny sympatycznych trolli, przenoszą się do Doliny Muminków porzucając własne domy.
Wszyscy mają jeden cel, czyli ogrzanie się podczas tych ponurych dni, w cieple sympatii Muminków. Cała szóstka gości - Homek Toft, Filifionka, Paszczak, Wuj Truj, Włóczykij i Mimbla, wkraczają do pustego domu w Dolinie i nawet nie zauważają, że razem ich dni upływają milej.
Mimo nieco nostalgicznego klimatu, który w „Dolinie Muminków w listopadzie” jest mocno obecny, są też sytuacje zabawne, chwilami niebezpieczne oraz wyjaśnia się kilka tajemnic.
Któregoś wczesnego ranka w Dolinie Muminków Włóczykij obudził się w swoim namiocie i poczuł, że nadeszła jesień i czas ruszać w drogę.
Wieczorem, kiedy już wszyscy byli w swoich domach i cisza zalegała nad zatoką, Homek Toft opowiadał sobie historię, którą sam wymyślił. Była to historia o szczęśliwej rodzinie. Opowiadał, dopóki nie zasnął, a następnego wieczoru albo zaczynał od miejsca, w którym przerwał, albo jeszcze raz od początku.
W końcu, Filifionka, nie mogąc się zdecydować, popadła w stan takiego zmęczenia i przygnębienia, że schwyciła torbę podróżną, zawinęła lisa wkoło szyi, zamknęła dom i wyruszyła.
Mimbla szła przez las i myślała: „Przyjemnie jest być Mimblą, czuję się znakomicie, od góry do dołu”.
Paszczak obudził się powoli i gdy tylko stwierdził, że jest sobą, zapragnął być kimś innym, kogo nie znał. Czuł się jeszcze bardziej zmęczony niż wtedy, kiedy kładł się spać, a tu tymczasem nastawał już nowy dzień, który będzie trwał do wieczora, a potem przyjdzie następny i jeszcze następny i ten znów będzie taki sam jak wszystkie dni w życiu Paszczaka.
Wuj Truj wstał i przeszedł po zimnej podłodze aż do drzwi prowadzących do kuchni. W kuchni też było ciemno, ale pod drzwiami do spiżarni świeciła smuga światła. (…) Otworzył gwałtownie drzwi – a w spiżarni siedziała Mimbla i jadła kiszone ogórki. Koło niej stały na półce dwie zapalone świece.
Wuj Truj wszedł po schodach ze świecą w ręku. (…) Bardzo powoli otworzył szafę, drzwi z lustrem odchyliły się. Płomyk świecy ledwo się tlił i w holu było ciemno. Ale Wuj Truj wyraźnie zobaczył przed sobą przodka. Miał laskę i kapelusz i wyglądał zupełnie nieprawdopodobnie. Ubrany był w za długi szlafrok i kamasze. Żadnych okularów. Wuj Truj zrobił krok naprzód i przodek zrobił to samo.
I wtedy na białym ekranie pojawił się cień, czarna sylwetka łodzi. Na jej dziobie siedział ktoś bardzo mały, z włosami upiętymi na czubku głowy w koczek podobny do cebuli. (…) Łódź wolno sunęła po prześcieradle, czyli po morzu, nigdy żadna łódź nie płynęła tak cicho i tak naturalnie, a w niej siedziała cała rodzina: Muminek i Mama Muminka z torebką opartą o reling, i Tatuś Muminka w kapeluszu; Tatuś siedział na rufie i sterował; płynęli do domu.
Siedzieli wszyscy razem na schodach werandy, wieczór był bardzo zimny, lecz świadomość rozstania i zbliżającej się zmiany trzymała ich w miejscu.
Tove Jansson, „Dolina Muminków w listopadzie”, przełożyła Teresa Chłapowska, wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 2017.