I oto nadeszła, długo
wyczekiwana – wiosna. Wszyscy ruszyli do szaf w poszukiwaniu okryć, które w
żaden sposób nie będą kojarzyły się z zimną porą roku. Żegnajcie zatem grube
kurtki, buty, szaliki i czapy – płakać za wami nie będziemy!
Zmiana garderoby może
jednak niejedną lub niejednego z Was przyprawić o ból głowy. Dlaczego? A
dlatego, że część ubrań jest za mała, bo nieco urośliśmy (hurra!!!), nabraliśmy kształtów (ups…), ale to nie koniec świata. Różne aktywności na świeżym
powietrzu szybko pomogą nam wyrównać to, co zbędne.
Niestety, pewnej
mamie nie przyszło do głowy, żeby zacząć uprawiać sport i w ten sposób zadbać o
swoją figurę. W książce „Mama na diecie” Philippe’a de Kemmetera, tytułowa mama postanowiła
poddać się katuszom diet. Z upodobaniem podawała na obiad zupę z lodu, a stając
na wadze zdejmowała nawet naszyjnik, bo według niej znacznie podnosił wagę!
Domownicy musieli zapomnieć o przygotowywanych dotychczas i bardzo smakowitych
daniach: „hamburger z morszczuka albo z alg morskich”. Przepisy wycięte z
czasopism: „Pani Igloo, Moje Mrożenie,
Śnieżny Styl” zostały głęboko schowane.
Jak długo rodzina
pingwinów pozostawała na diecie, dlaczego tata zemdlał u lekarza i co stało się
z wagą dowiecie się sięgając po książeczkę wydawnictwa Muchomor.
Oszczędna treść wzbogacona jest kolorowymi ilustracjami, które w żartobliwy sposób łączą się z
tekstem w postaci dymków komiksowych. To książka dla dzieci i autor przyjął
optymistyczną wersję rozwiązania problemu wszechobecnej „mody” na doskonałość. Książka
może stanowić doskonały punkt wyjścia do rozmowy o prawidłowym menu dla całej
rodziny. Powodzenia!
Philippe de Kemmeter,
Mama na diecie, przekład Katarzyna Radziwiłł, Wydawnictwo Muchomor, Warszawa
2018.